piątek, 15 marca 2013

Chapter Four



 ~Muzyka~
Nie pamiętałam nic więcej. Wstałam z obolałą głową. Bardzo obolałą, była ciężka tak, że aż trudno było ją podnieść. Nie pamiętałam ile wypiłam po tym zdarzeniu z Lou. Wiedziałam tylko, że za dużo. To było pewne. Film mi się urwał podczas tej nocy. Czułam nieposkromiony ból. Czułam, że coś się wydarzyło. Nie wiedziałam co ale czułam to. Musiałam jak najprędzej dowiedzieć się co takiego się wydarzyło, ponieważ moje sumienie dawało mi siwe znaki, które coraz bardziej mnie przerażały.
-Wstałaś już? -Do pokoju weszła moja siostra, zadając tak bez sensowne pytanie.
-Chyba widać.-Warknęłam a głowa dalej dawała o sobie znać.
-Ohydnie wyglądasz.-Stwierdziła bacznie mnie obserwując.
-Daj mi spokój.-Syknęłam opadając bezwładnie na łóżko.
-Czyli nie chcesz się dowiedzieć co się tu działo? -Zapytała powoli kierując się do drzwi.
-Stój! -Krzyknęłam. -Proszę powiedz wszystko od początku i usiądź.-Poprosiłam i wskazałam ręką na łóżko.
-Od czego zacząć? -Spojrzała na mnie przysiadając się obok.
-Najlepiej od początku.-Stwierdziłam z niedoczekaniem.
-To zacznę od moich obrzyganych trampek, okay? -Zapytała całkiem poważnie.
-Juliet! Nie wygłupiaj się tylko przejdź do sedna.-Warknęłam niecierpliwie.
-Do sedna powiadasz? To może zacznę od tego, iż kiedy tylko nachlałaś się w trzy trupy, pierwsze co zrobiłaś to dałaś się obmacać Louisowi, oczywiście nie obeszło się bez soczystych pocałunków którzy musieli oglądać wszyscy. Taki chłopak z tej piątki... nie pamiętam jak miał na imię ale dość wysoki a na łepie grom loków przyglądał wam się bardzo długo ale w końcu zbladł na twarzy i wyszedł trzaskając drzwiami, moim zdaniem jakiś nawiedzony ...-Przyglądałam się jej z nie dowierzeniem. Ja? Louis? Całowaliśmy się? To było niemożliwe. Nie dowierzałam własnym uszom, własnej podświadomości. Chodziło jej o Harrego?!
-Harry...-Szepnęłam przerywając jej.
-Nie wiem, możliwe... W końcu ten twój Louis nie mógł się utrzymać już na nogach i odwieźli go do domu. Nawet nie wiesz jaki opór sprawiał więc było niezłe widowisko. Jakby go stamtąd nie zabrali, to pewnie wylądowałabyś z nim w łóżku. Oho byłoby zapewne ostro, ale nie wnikam siostro, nie wnikam.-Gadała jak najęta, ale widząc, że ja już straciłam ochotę na jakiekolwiek pogaduszki skierowała się do wyjścia.-Nie przejmuj się, nie będziesz musiała sprzątać całego syfu z imprezki bo twoja kochana Megan i uroczy Gabriel zrobili to za Ciebie.-Szepnęła cichutko i wyszła. Gdy tylko słyszałam jak wypowiada jego imię "Gabriel" myślała, że nabiorę się na te jej sztuczki ale nic z tego, to, że zaniosła te słowa pełną ironią to nie znaczy, że nie wiedziałam iż moja siostra podkochuje się w moim przyjacielu. Tu nie było nic trudnego w odszyfrowaniu bo ona jest łatwa do odgadnięcia w takich zagadkach. Ale kiedy tylko powiadomiła mnie, że moi przyjaciele posprzątali za mnie dom, niemal kamień spadł mi z serca. Nie czułam się na siłach aby robić takie porządki lecz i tak postanowiłam nie gnić dłużej w łóżku bo musiałam to wszystko wyjaśnić i odplątać, a w końcu trzeba było od czegoś zacząć. Ubrałam się w jakieś ciepłe cichy, mimo to, że pogoda dopisywała to i tak ja sama nie czułam takiej potrzeby aby paradować w krótkich szortach i zwiewnej koszulce, więc ubrałam długie spodnie a na plecy zarzuciłam malinową bluzę. Pochłonęłam szybko śniadanie. Julliet poprosiła mnie abym odwiozła ją do Lilly więc tak jak obiecałam zrobiłam to. Kiedy tylko wracałam miałam zamiar pójść do Liama. Zostawiłam auto na parkingu i wyszłam z niego pośpiesznie. Zadzwonił mój telefon, odebrałam.
-Charlotte, mam złą wiadomość.-Na wejściu zaczęła Megan.
-Tak Meg wiem co robiłam z Louisem i nie musisz mi tego powtarzać...
-Mnie nie o to się rozchodzi. Zostałaś zwolniona.-Powiadomiła mnie oschle.
-Słucham? Ale jak to? -Krzyknęłam do słuchawki.
-Tak to. Szef powiedział, że nie toleruje takich zachowań jak twoje. Mruczał coś tam, że zachowujesz się nieodpowiedzialnie, a on nie chcę mieć takich pracowników. Po prostu stwierdził, że za często chorujesz a na twoje miejsce jest dużo lepszych ludzi z większym doświadczeniem i jeszcze mnie się oberwało. Czemu dziś nie przyszłaś? -Rozgadała się.
-Gdzie nie przyszłam? -Zapytałam zdezorientowana jej słowami. Byłam oszołomiona, nie chciałam stracić tej pracy ale widocznie już było za późno nie jakiekolwiek tłumaczenia.
-Boże, Charlotte na jakim świecie ty żyjesz?! Przecież miałaś dziś być w pracy! -Krzyknęła oburzona.
-Cholerka...-Zaklęłam cichaczem.
-Nie dziwię się, że szef Cię zwolnił. Ja kończę na razie. -Prychnęła zakończając połączenie.
-Co ją ugryzło? -Zdziwiłam się jej reakcją.
Nie myślałam nad tym długo. Postanowiłam nie truć swojej głowy następnymi myślami które były niezbędne, otóż to właśnie w tej chwili pojawiłam się przed tą magiczną dwudziestką, przed salą Liama. Weszłam powolnym krokiem. Trochę mnie zamurowało kiedy zauważyłam jego ... a mianowicie Harrego. Przyjechałam tu nie tylko by odwiedzić Liama, ale po to aby zdobyć adres ich zamieszkania, ponieważ chciałam wszystko naprawić lecz w tej chwili po prostu mnie zatkało. Czułam się tak jakbym połknęła wielką kluchę która nie dała mi dojść do słowa. Czułam się jakby ktoś zaszył mi żywcem usta, po prostu wziął igłę i nitkę i zaszył. Przez chwilę się zastanawiałam co mam zrobić. Ej! przecież ja jestem Charlotte Foster! Ja potrafię wszystko i nigdy a nigdy się nie poddaje więc czemu teraz miałam stchórzyć?
-Cześć Li.-Machnęłam mu ręką. Ten od razu zareagował odmachując.-Harry możemy pogadać?-Zapytałam pewnie.
-To gadajmy.-Stwierdził Harry rozkładając ręce na znak, że nie ma nic przeciwko. Ale mi przecież nie o taką zwykłą rozmowę chodziło…
-Chciałam to zrobić w cztery oczy.-Odpowiedziałam ze zmieszaną miną.
-Nie mam nic do ukrycia przed Liamem, więc mów.-Prychnął z sarkastycznym śmiechem.
-Harry! Nie zachowuj się jak dziecko, tylko idź i normalnie z nią pogadaj. -Zbulwersował się Liam, jakby wcale nie dostrzegał mojej obecności.
-To chodźmy.-Warknął z pobudzoną miną Hazza. Skinęłam tylko głową w kierunku Liama w ramach podziękowania, ale oczywiście tak żeby Styles nie dostrzegł tego gestu. Li, momentalnie zareagował uśmiechem. -Co? -Popatrzył na mnie tak sucho kiedy znaleźliśmy się na szpitalnym korytarzu.
-Chciałam Cię przeprosić.-Odpowiedziałam zmieszana. Było mi głupio, zważając na to, że wszystko się tak potoczyło. Tak bezsensu.-Harry ja naprawdę przepraszam, ja nie chciałam aby to wszystko się tak potoczyło z Lou. Nie wiedziałam, że do czegoś takiego dojdzie. Po prostu byłam za bardzo otłumiona alkoholem, jeszcze raz przepraszam… -Powiedziałam szczerzę co jakiś czas zaglądając skrycie na jego twarz która nie pokazywała żadnych emocji.
-Charlotte powiedz mi tylko tyle, co mnie to obchodzi? -Tymi słowami zaskoczył mnie całkowicie. Ale tak z jednej strony miał racje, po co ja jemu to wszystko mówiłam? Czy on kiedy kol wiek wyznał, że lubi mnie trochę bardziej niż normalną dziewczy? Chyba ja tylko to wszystko źle odebrałam. Poczułam się w tej chwili jak idiotka, Harry widocznie to zauważył bo zaczął kontynuować swoje słowa, brakowało jeszcze chwili a popłakałabym się jak głupia, chyba tylko i wyłącznie z upokorzenia.-Nic mi do tego co ty robiłaś z Louisem, mogłaś nawet się z nim pieprzyć i tak by mnie to nie interesowało. Bardziej się martwiłem tym, co by powiedziała Eleanor gdyby zobaczyła co on z Tobą wyrabia, jakbyś się czuła na jej miejscu? Bo na pewno nie rewelacyjnie.-Odpowiedział poważnym tonem, ani trochę nie litując się nad moimi uczuciami, nad tym co w tej chwili poczułam.
-Przepraszam… -Odpowiedziałam stanowczo.-Harry! Przepraszam za to, że żyję! -Krzyknęłam mu prosto w twarz i pobiegłam w stronę windy. Słyszałam jego ciężkie kroki za sobą, niestety na moje nieszczęście winda nie otworzyła się od razu i chłopak mnie dogonił.
-Przestań uciekać.-Pochwycił mnie za rękę patrząc głęboko w oczy. Nie wiedziałam co myśleć, nie wyrywałam się nie ruszałam  się z miejsca. Jego słowa które wypowiedział wcześniej mnie zabolały, nie znałam go nie wiadomo ile ale działał na mnie kojąco, kiedy tylko widziałam jego twarz na mojej od razu pojawiał się nieskazitelnie mocny uśmiech. Gdy tylko powiedział, że mogłam się przespać z Lou to i tak by go nie interesowało, czułam się niepotrzebna, właśnie tak, czułam się niepotrzebna.-Ej nie płacz… -Powiedział przygarniając mnie do siebie tymi wielkimi ramionami i momentalnie przytulając. No i właśnie w tej chwili czułam się idealnie, to miejsce w którym się znajdowałam było idealne, niemal perfekcyjne. Oboje unieśliśmy w tym samym czasie głowy, na co nasze czoła się zderzyły. Roześmialiśmy się ale Harry nadal nie przestawał mnie obejmować. Spojrzałam mu prosto w oczy, te zielone tęczówki były tak hipnotyzujące, że nie mogłam się od nich oderwać. Jego spojrzenie przyprawiało o momentalne dreszcze a nogi miałam jak z waty. Zrobiłam to, uniosłam się leciutko w górę na palcach i pocałowałam go w usta. Na początku nic na nie stawało na przeszkodzie lecz Harry najwidoczniej się rozmyślił i po chwili oderwał się ode mnie cofając w tył o kilka kroków.
-To jest cholernie głupie co ty wyprawiasz. To nie ma sensu… -Powiedział tak jakby zły… Tak jego twarz ukazywała złość, ale czemu skoro jeszcze przed sekundą było idealnie? Zapewne tylko dla mnie. Popatrzył na mnie zabijającym wzrokiem i pobiegł do Sali Liama. Po raz kolejny czułam się upokorzona, po raz kolejny poczułam się nikim i do cholery po co zaczęłam mieszać się w tą miłość przecież bez niej było mi lepiej lecz było już za późno żeby jakkolwiek zareagować…
Pobiegłam pędem na parking, nie przejmowałam się tym, że z oczu ciekły mi dużymi ilościami łzy. Teraz nic nie miało dla mnie znaczenia, nawet przechodnie których taranowałam biegnąc jak szalona. W końcu wpadałam komuś w ramiona. Po chwili poczułam ten rodzaj perfum i momentalnie od niego odskoczyłam.
-Co jest grane? -Zapytał przerażony Louis który nie wyglądał za dobrze, zapewne była to wina kaca. Przez dłuższy czas łkałam, nic nie odpowiadając.-Charlotte co jest? Co się stało do cholery? -Dopytywał próbując powstrzymać się od ostrzejszego tonu.-Ktoś Ci coś zrobił?- Warknął głośno.
-Nie, Louis. Ale Harry… -Próbowałam powiedzieć cokolwiek ale w ogóle mi to nie wychodziło.
-Co Harry, co on Ci zrobił? -Syknął wychodząc z równowagi.
-Nic, nic mi nie zrobił Louis… -Szepnęłam cicho, nie chciałam aby pomyślał, że Harry czym kol wiek zawinił.-Muszę już iść, do zobaczenia. -Odchrząknęłam niemrawo i skierowałam się w stronę auta.
-Charl, czekaj nie będziesz w takim stanie jechać.-Wyrównał nasze kroki. Nic się nie odzywałam, było mi cholernie źle, cholernie słabo. W tej chwili czułam, że nie mam nikogo kto mógłby mnie wesprzeć oprócz Louisa.-Odwiozę Cię a później zadzwonię po Zayna żeby po mnie przyjechał, ok? -Zapytał otwierając mi drzwi.
-W porządku.-Przytaknęłam przez łzy, wsiadając do samochodu. Lou szybko obszedł go dookoła i ustawił się za kierownicą. Jechaliśmy w ciszy. Tomlinson od czasu do czasu na mnie spoglądał, ale nic więcej. Obydwoje nie mieliśmy sił aby nawiązać jakąkolwiek konwersacje dotyczącą tego co było. W końcu znaleźliśmy się w domu. Od razu zaprosiłam go do środka ponieważ nie chciałam być nie miła a już na pewno nie miałam ochoty przebywać w samotności. Szłam w stronę pokoju, a Lou dreptał powoli za mną. Kiedy usiedliśmy w mojej sypialni obok siebie w końcu odważyłam się zapytać
-Louis, pamiętasz co działo się wczoraj? -Zapytałam spuszczając wzrok.
-Sam bym nie pamiętał, ale chłopaki z chęcią mi to wygarnęli.-odpowiedział także unikając mojego wzroku i wbijając go w podłogę. Widać było gołym okiem, że jest mu głupio. Oboje zawstydziliśmy się w tym samym czasie, a nasze policzki zrobiły się lekko zaróżowione.
-Wiesz, że źle postąpiliśmy? -Bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
-Wiem, ale przecież oboje nie byliśmy tego świadomi więc, nie ma czego tłumaczyć to co uczyniliśmy było głupie i płytkie. A to co ja zrobiłem jeszcze bardziej szczeniackie.-Odpowiedział zmieszany a widząc nie pewność która rysowała się na mojej twarzy dodał po chwili.-To co zrobiłem na piętrze, nie miej mi tego za złe po prostu za dużo alkoholu we krwi.-Szepnął nadal się tłumacząc. Tylko popatrzyłam na niego z nie wyraźną twarzą. Jak to zapamiętał? Miałam nadzieję, że mu to akurat cłkiem wypadło z głowy. Bo przecież nikt tego nie widział.
-Uhm. Obydwoje głupio postąpiliśmy.-Powiedziałam kładąc głowę na poduszkę i rozkładając nogi wzdłuż łóżka. Louis spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem i także ułożył się obok mnie w takiej samej pozycji.
-Na pewno wszystko gra?- Zmartwił się po raz kolejny.
-Tak, Lou absolutnie wszystko.-Skłamałam szeptem, lecz i tak wiedziałam, że on się na to nie nabierze, ponieważ był zbyt mądry a za bardzo dociekliwy. Ale tym razem odpuścił i nie odzywał się ani słowem. Zlustrowałam jego twarz po raz ostatni i przymknęłam zmęczone powieki. Zasnęłam.
* * *
 Przepraszam, że taki krótki, ale nie mogłam zbytnio wysilić umysłu lecz co za dużo to nie zdrowo :)
Jak widzicie mam nowy szablon na blogu, podoba się ?;)
 Proszę o opinie co do rozdziału :)

TAK MAM TWITTERA nazwa ---> @Jedenkierunekxx  

niedziela, 10 marca 2013

Chapter three



Następnego dnia także poszłam do szpitala, akurat trafiłam na komplet chłopaków więc była cała piątka. Liam, czuł się już lepiej niemal promieniał pozytywną energią. Ale mój tata i tak zaprzysiągł, że nie wyjdzie wcześniej niż pod koniec tygodnia. Oczywiście nikt nie miał mu tego za złe bo każdy liczył się ze stanem Liama który mógł by się pogorszyć a reszta nie chciała sobie wyobrażać co mogłoby mu się stać złego, widać, że kochali go jak brata. Przesiedziałam z nimi połowie dnia. Kazali mi opowiadać o sobie jak najwięcej, ja nie miałam nic przeciwko ponieważ jestem gadatliwą osobą więc opowiedziałam im swoje całe życie. Harry ciągle dotrzymywał mi towarzystwa jak i reszta, ale mogłam przysiąść z ręką na sercu, że on szczególnie i wcale nie próbował tego zachować jako tajemnice. Non stop wypytywał o jakiego drobiazgi i szczerzył ciągle zęby w nieskazitelnym uśmiechu, który mnie strasznie onieśmielał. Ale taki był urok już tego chłopaka. Niall ciągle podsuwał mi pod nos jakieś jedzenie oczywiście nie odmawiałam bo należę do smakoszów którzy ciągle coś mielą w buzi a dobrze wiedziałam, że on też taki jest.

-Jesteś moją bratnią duszą! -Zażartował w pewnej chwili na co wszyscy się roześmialiśmy.

Za to Zayn ciągle nawijał mi, że mam przepiękne włosy. Nie mogłam tego nie poprzeć ponieważ jedyne co uwielbiałam w swoim wyglądzie to właśnie one. Długo nad nimi pracowałam ponieważ dosięgały mi już prawie do pasa, zanim nabrały takiej długości musiało minąć kilka lat. Nigdy nie były tak gęste jak teraz ale po próbach kilku odżywek w końcu natrafiłam na tą co daje właściwy efekt. Tak się rozgadałam z Malikiem gdyż nawet nie zauważyłam iż minęła kolejna godzina. Lecz było mi z tym dobrze i nie miałam zamiaru kończyć tej zawziętej konwersacji z mulatem. Natomiast jeśli chodziło o Louisa nie rozmawialiśmy ze sobą dużo. Chłopak spoglądał na mnie od czasu do czasu ale to tylko tyle. Kilka razy próbowałam nawiązać z nim jakikolwiek kontakt wzrokowy żeby przymilić sytuacje ale gołym okiem było widać, że mnie zbywał odwracając się w drugą stronę. Ciągle do kogoś dzwonił albo odbierał telefony. W końcu stwierdził, że ma ważną sprawę do załatwienia która nie może poczekać, więc pożegnał się z chłopakami machną do mnie rękę i wyszedł. Na szczęście z Liamem nie miałam takich trudności z zapoznaniem się jak z Tomlinsonem. Zawsze było głośno, że Li to spokojny chłopak i tak dalej. Ale to nie do końca była prawda. Ciągle się śmiał, żartował czy też opowiadał jakieś głupoty które rozumiała tylko nasza dwójka. Kiedy zadzwonił do mnie wieczorem ojciec, informując, że właśnie dziś pakują się z mamą i jadą na tydzień do Włoch zamieszkać u babci byłam wniebowzięta. Tata stwierdził, że podjęli tą decyzje na spontana ale wiedziałam, że wcześniej już planowali ten wyjazd ponieważ nie trudno podsłuchać ich rozmowy. A już na pewno nie wtedy kiedy rozmawiają podniesionym tonem. Oczywiście na pierwszy ogień zaprosiłam chłopaków, ta impreza wykluczała tylko Liama. Ale nie był zawiedziony tym, że nie idzie. Przyznał się, że Danielle ma go dziś pod wieczór odwiedzić. Harry od razu się zgodził, oczywiście reszta po chwili przytaknęła, że nie mają nic przeciwko i chętnie się wybiorą zważając na to, że i tak nie mieli żadnych szczególnych planów które by ich zadowoliły. Po tej wiadomości uradowana jak nigdy zawiadomiłam ich, żeby przyjechali do mnie około dwudziestej drugiej i zapisałam im na kartce dokładny adres aby nie zabłądzili. Kiedy tylko wyleciałam ze szpitala jak proca, zadzwoniłam do Meg.

-Cześć słońce. Robimy imprezę! -Krzyknęłam na cały głos zapominając, że na podziemnym parkingu też znajdują się ludzie, oczywiście przechodnie na mój głos rzucili mi nieodgadnione spojrzenia.

-Impreza? Gdzie? Kiedy?- Zapytała podekscytowana Megan z której od razu udzieliła się pozytywna energia.

-Rodzice dziś wyjeżdżają do Włoch!- Powiedziałam ciszej aby uniknąć dziwnych spojrzeń.

-Dzisiaj? -Zapytała zdziwiona.

-Tak! Tata powiedział, że potrzebują jakiejś odskoczni od tej pracy i od nas.- Zaśmiałam się przypominając sobie jego słowa.

-I tak po prostu zostawiają Ci dom? A twoja siostra? -Zapytała z nadzieję, że jakoś unikniemy jej opieki.

-Mam się nią zająć. Ale to żaden problem jakoś ją spławimy wyślemy do przyjaciółki albo zamkniemy w pokoju.-Stwierdziłam poważnie.

-Twoje życzenie dla mnie rozkazem nawet sama zajmę się tym bachorem i jakoś go unicestwię. Nie bój się nie w dosłownym sensie.- Zaproponowała uspakajając mnie.

-Dobra to jeden problem z głowy. Do zobaczenia wieczorem.-Pożegnałam się.

Dziesięć minut później po raz kolejny do niej zadzwoniłam prosząc aby obdzwoniła wszystkich naszych znajomych i zaprosiła na dwudziestą drugą. Oczywiście natychmiastowo się zgodziła bez żadnych wymówek. Obskoczyłam jeszcze kilka marketów kupując potrzebne produkty spożywcze oraz alkohol, sama dużo nie piłam ale jak impreza to już ze wszystkim. Postanowiłam, że nie wezmę zakupów do domu, ponieważ bałam się , że rodzice już całkowicie stracą do mnie zaufanie a u nich imprezy nie były mile widziane więc pozwoliłam zachować to tylko dla siebie.

-Spakowani? -Zapytałam wpadając do kuchni aktywując świetny humor.

-Tak już wszystko w aucie. Tylko pamiętaj, że masz o wszystko dbać, to jest aż tydzień więc nie naróbcie sobie kłopotów, rozumiecie dziewczyny? -Mama popatrzyła na nas penetrującym wzrokiem, czy nie kombinujemy czegoś przebiegłego. Julls tylko popatrzyła na nią kpiąco marszcząc czoło co oznaczało, że ma dość jej paplaniny.

-Rozumiemy. Nie martw się nic nam się nie stanie.-Odpowiedziałam pewnym głosem. Tata zostawił mi sporą sumę pieniędzy na ważne wydatki, dla nich był to aż tydzień a dla mnie tylko. Na pożegnanie nas ucałowali upominając żebyśmy się w nic nie wpakowały. Zanim odjechali trochę to potrwało ale na szczęście wytrwałam nie poganiając ich. Wszystko szło zgodnie z planem o dwudziestej przyszła już Megan z Gabrielem. Pomogli mi w przygotowaniach a także i w wyborze ubioru. Postanowiłam zrobić sobie loki i przywdziać na siebie tak zwaną małą czarną z butami także trochę przesadziłam i wcisnęłam na stopy czarne szpilki, nie były zbyt wygodne lecz wyglądały olśniewająco. Już po dwudziestej pierwszej ludzie gromadzili się w moim domu. Głośna muzyka wydobywała się z głośników. Wszyscy byli przesyceni alkoholem a jedzenie walało się po stołach. Zauważyłam nawet dwie półnagie koleżanki które tańczyły na stole. Postanowiłam nie reagować i tak by to nic nie dało.

-Wracam sobie do domu, patrzę a tu dwóch kolesi rzyga mi prosto na buty. -Popatrzyłam przed siebie a moja siostra stała wpatrując się w swoje granatowe trampki. Ja także po chwili na nie spojrzałam i pokryłam się w śmiechu.-Mama nie będzie zadowolona. -Zastraszyła a to oznaczało, że mam zaprzestać się śmiać. Oczywiście jakoś się z nią dogadałam i zaprzysięgłam, że przez jakiś okres będę spełniać jej zachcianki, więc od razu poszła na ten układ mówiąc, że nie piśnie rodzicom ani słówka.

Przedarłam się przez tłum i podeszłam do stolika z alkoholem nachylając kolejnego kieliszka nad swoimi rozwartymi ustami. Nie byłam pewna ile już wypiłam ale chyba niewielką ilość. Tak właśnie chciałam się od stresować. Od razu zachciało mi się siku, więc szybko skierowałam się do toalety. Na moje nieszczęście na dole oczywiście była zajęta, mając pewność, że na górnym piętrze raczej nikt się nie znajduje od razu tam pobiegłam. Nie zaświeciłam światła a to się okazało błędem, ponieważ po omacku z trudem mogłam się tam znaleźć zważając na to, że lekko byłam zachwiana. Moje intuicja mnie nie zawiodła i toaleta była wolna, szybko z niej skorzystałam i natychmiastowo wyszłam. Ktoś na mnie naparł, poczułam na sobie ciężar jakiegoś osobnika. Nie wiedziała kto to, ale natychmiastowo się zaśmiałam. Poczułam na swojej szyi przyjemny a zarazem gorący oddech, ale nie mogłam zaprzeczyć, że ilość alkoholu która znajdowała się w tym człowieku nie była odczuwalna, ponieważ była.

-Z kim mam przyjemność? -Zaśmiałam się po raz kolejny widząc, że męskie ręce ani trochę nie zaprzestają błądzić po moim ciele.

-Z Tomlinsonem. -Zabrzmiał mi jego głos w uszach. Na to nazwisko mimowolnie się uśmiechnęłam. Nie byłam świadoma do czego cała ta sytuacja dochodzi. Louis po chwili naparł na mnie jeszcze bardziej na jego siłę od razu wylądowałam na chłodnej ścianie. Nie wiedziałam, że chłopaki znajdują się moim domu, spodziewałam się ich odrobinę później i nawet myślałam, że Lou nie dotrzyma mi towarzystwa lecz jak widać się myliłam. Chłopak zaczął mnie gwałtownie całować z początku dałam mu się uwieść, następne jego czynności zaczęły mnie trochę przerażać ponieważ swoimi dłońmi zaczął penetrować moje ciało, macając każdy jego detal.

-Louis, koniec. Tak nie można.-Zaprotestowałam nadal się śmiejąc. Nie zdawałam sobie sprawy, że chłopak może nie zareagować na moje prośby.-Louis! -Krzyknęłam już poważnym tonem. Nadal nie zwracał uwagi na moje słowa. Zaczęłam zdawać sobie sprawę, że chłopak nieco przesadził z alkoholem czego nie było można powiedzieć o mnie, ponieważ nie wypiłam dużej ilości. Chłopak nie dawał za wygraną i przywarł do mnie jeszcze bardziej aż z trudem mogłam złapać oddech. Przycisnął mnie do ściany po czym rozsunął szybkim ruchem zamek sukienki. Zaczęłam go odpychać ale jego uścisk był silniejszy. Zaczęłam bać się tej całej sytuacji w której się znajdowałam, bałam się, że może mi coś zrobić.

 -Louis, proszę. Przestań.-Szepnęłam krztusząc się własnymi łzami. On nagle oderwał się ode mnie. Spojrzał na mnie przerażonym wzorkiem, po chwili popatrzył na podłogę na której znajdowała się moja sukienka. Zaczął mrużyć oczy, licząc, że to tylko sen.Ja niestetu czułam się bardzo skrępowana ponieważ byłam w samej bieliźnie.

-Przepraszam… ja nie chciałem ja tylko.-Nadal patrzyłam na niego cała w łzach.-Za dużo wypiłem.-Przyznał chwiejąc się coraz bardziej…
***
Dla odmiany napisałam taki krótszy. Niestety rozdziały nie będą pojawiać się tutaj tak często jak na moim drugim blogu, ale mam nadzieję, że będziecie wpadać.
Proszę o opinie!






sobota, 2 marca 2013

Chapter two



Nadszedł dzień przyjazdu mojej siostry. Niestety ostatniego tygodnia wolności nie wykorzystałam, iż mój organizm był osłabiony i napadła mnie letnia choroba, której się w ogóle nie spodziewałam. A więc przeleżałam cały tydzień w domu, bez pracy ale za to z porannymi odwiedzinami przyjaciół chociaż oni dodawali mi otuchy. Przez te siedem dni byłam tak zwanym  noł lajfem! Siedziałam na Twitterze i żaliłam się innym jak bardzo źle się czuje. Muszę przyznać, że cały Twitter także wiedział o wizycie Liama w szpitalu ale dlaczego mam się niby dziwić? Skoro my directioners zawsze z takimi tematami jesteśmy na bieżąco. Niestety mój sam tata nie był z tego zadowolony gdyż co pięć minut do jego sali, pielęgniarki dostarczały bukiety kwiatów, wielgaśne miśki oraz masy listów z pocieszeniami. W trendach już od tygodnia wisiało hasło "#LiamWillBeFine!" Oczywiście ja też w nim brałam udział. Dziś czułam się już na siłach aby wyjść z domu i żeby zrobić to co chciałam przez cały ten tydzień ale nie mogłam z powodu przeziębienia, zatoki nie dawały mi spokoju. Zwolnienie w pracy miałam do środy. Więc jeszcze dzisiaj i jutro wolny dzień. Wstałam z łóżka prawą nogą! Byłam jak w skowronkach. Po chwili znalazłam się w kuchni.

-Cześć skarbie! -Powitała mnie mama z gazetą w ręku.

-A ty nie w pracy? -Zapytałam nasypując sobie do miski miodowych płatków.

-Nie, dopiero na dziesiątą jestem umówiona z klientem.

-Aha. Mamo?

-Słucham?

-Jest już dziesiąta trzydzieści.-Moja rodzicielka spojrzała na mnie jak na głupka.

-Wcale nie.-Zaśmiała się. A po chwili spojrzała na zegarek.-O kurwa!- Krzyknęła przerażona.-Coś mi się pomieszało... Do tego nie jestem ubrana! Muszę uciekać.-Zaczęła panikować i zwiała do sypialni niczym przebiegła burza.

-Ach Ci rodzice.-Szepnęłam do siebie sarkastycznie i usiadłam na blacie kuchennym, wpychając do buzi łapczywie płatki z mlekiem.

-Tam gdzie zupa to nie dupa, idiotko.-Zauważyłam moją siostrę która stała naprzeciwko lusterka i gdzieś się stroiła.

-Zamknij się i spadaj przy okazji! Dzieciaku.-Odpysknęłam jej wkurzona. To dziecko miało na wszystko odpowiedz i nie wiedziałam czego się spodziewać. Nie wiem po kim odziedziczyła swój paskudny charakter ale na pewno nie po rodzicach, możliwe, że mieliśmy jakiś parszywych przodków to by tłumaczyło jej ciągłą podłość.

-Jak ja Cię nienawidzę ty ...

-Spokój! Charlotte! Jesteś starsza więc powinnaś być mądrzejsza więc odpuść.-Syknęła zła matka która pośpiesznie poprawiała swoje włosy. Jak zawsze składała na mnie. Bo przecież jak można myśleć, że ten bachor jest ode mnie gorszy?! Co za paranoja. Zawsze to samo... jesteś starsza bądź mądrzejsza, powinnaś dawać jej przykład a nie takie głupoty gadać.

-Dobra. Jadę zaraz do taty, odwiedzić kogoś.-Powiadomiłam matkę.

-O! To dobrze się składa, przynajmniej odwieziesz mnie do Lilly. Nie będę musiała się dusić w tym tramwaju.-Stwierdziła uradowana Juliet.

-Nie ma mowy! Mama teraz też jedzie, więc ona Cię odwiezie!- Powiedziałam natychmiastowo bo nie miałam zamiaru użerać się z nią przez całą drogę i do tego wozić jej rozpieszczony tyłek.
-O nie! Mi jest nie po drodze a i tak już jestem spóźniona więc wystarczy mi problemów na dzisiaj.-Powiedziała spokojniejszym tonem. Kiedy miałam zamiar zaprotestować, mama popatrzyła na mnie karcącym wzrokiem na co od razu zamknęłam paszcze i pomaszerowałam do swojego pokoju przywdziać coś na siebie.

-Pa dziewczynki, kocham was!- Usłyszałam jeszcze głos mamy i trzaskające drzwi które były wynikiem nie wściekłości lecz pośpiechu.

-Ruszaj dupę!- Warknęła na mnie Julls która stała w progu drzwi mojego pokoju.

-Nie pyskuj bo pójdziesz na nogach.-Stwierdziłam spokojnym tonem a na mojej twarzy od razu pojawił się łobuzerski uśmiech ponieważ moja siostrzyczka nie odezwała się już ani słowem, pewnie była świadoma, że jestem zdolna aby zostawić ją na pastwę losu.


Wyjrzałam jeszcze przez okno żeby spenetrować stan pogody, jak się okazało słońce nadal u nas gościło, na co miałam kolejny powód do uśmiechu.

Wcisnęłam na tyłek dżinsowe szorty i koszulkę z napisem "
life is for abnormal people''. Na stopy włożyłam czarne vansy a na ramię przerzuciłam ulubioną torebkę z tą samą zawartością co zawsze czyli portfel, błyszczyki różnych rodzajów brzoskwiniowe, cytrynowe, waniliowe, cynamonowe... i można było tak wymieniać przez następne dwadzieścia minut, nie wiem czemu ale zawsze miałam masę błyszczyków a nawet i pomadek a muszę przyznać, że prawie w ogóle ich nie używałam, niedługo zostanę ich kolekcjonerką każdego smaku, rodzaju, czy też marki. Znajdowały się tam nawet kilka rodzaju perfum, resztki chipsów które Meg pożerała wielgaśnymi ilościami. Zapasowe podpaski na wszelki wypadek. Pieniądze porozrzucane po każdej z kieszeń. I co najważniejsze mój notatnik który miał najcenniejszą zawartość, nawet od portfela lecz nie mieściłam w nim samych groszy. Mój notatnik był dla mnie jak cenny skarb, nawet i droższy.

***

-Chodź, jedziemy.-Zawołałam ją krótko, żeby nie być sprawcą kolejnych kłótni. Julliet jęknęła tylko coś pod nosem czy powolniej nie mogłam i podreptała krok w krok za mną.

-Czemu skręciłaś?! Źle pojechałaś, Lilly mieszka na głównej a nie.-Popatrzyła na mnie z wyrzutem. Dobrze wiedziałam gdzie mieszka ta jej przyjaciółeczka ale najpierw miałam zamiar pojechać do szpitala, jak już mówiłam miałam kogoś odwiedzić a to była niezwykła osoba. Sama nie byłam pewna czy jeszcze go tam zastanę, więc biłam na zwlokę i wolałam pojechać teraz a nie za jakieś pół godziny.

-Muszę coś jeszcze załatwić.-Powiedziałam parkując na podziemnym parkingu.

-Nie! Nie! Na pewno nie zostawisz mnie tu samej.-Odparła ze złością.

-Nigdzie nie idziesz, będziesz mi tylko zawracać głowę.-Zaprzeczyłam, nie chciałam aby po raz kolejny w życiu upokorzyła mnie przy kimś.

-Będę siedzieć cicho niczym grób a jak mnie tu zostawisz to powiem wszystko mamie! -Odparła szantażując mnie.

-To chodź i zamknij się w końcu.-Syknęłam rozwścieczona. Nie odzywając się ani słowem do siebie, skierowałyśmy się do windy.

-Po co tu przyjechałyśmy? Chcesz kasę od taty? -Zainteresowała się moja siostra.

-Nie twoja sprawa gówniarzu.-Odpowiedziała sucho.

-Ojej tylko pytam.

-Od kiedy Ty tylko pytasz? Po za tym jakbyś nie zauważyła to ja zarabiam na siebie, nie potrzebuje pieniędzy od rodziców.-Rzekłam stłumiona jej pytaniem. Raz to dziecko jest istnym diabłem a raz zgrywającym aniołkiem, w przyszłości gwarantowany ma zawód aktorki jak nic.

-To po co tu leziemy skoro nie po kasę? -Zapytała zirytowana.

-Jak mówiłam żebyś została w aucie to trzeba było tak zrobić a nie targać się tu za mną na siłę.-Odpowiedziałam uderzając się w palcem w czoło, takim gestem pokazałam jej wyraz głupoty.

-Cicho już bądź.-Odpowiedziała spokojniej.

Wysiadłyśmy z windy. Pociągnęłam swoją siostrę w stronę gabinetu taty, nie minęła minuta a już siedziałyśmy przed nim.

-A więc po co przyjechałyście? Przepraszam was ale w tej chwili nie mogę poświęcić wam czasu ponieważ mam grom niecierpliwych pacjentów którzy bardziej potrzebują mojej uwagi.

-Rozumiem tato. Chciałam tylko spytać, czy ten chłopak z pod dwudziestki już wyszedł? -Zapytałam z nadzieją, że jednak nie.

-Ten twój całuśny chłopak z pozostałej czwórki która robiła to szum przez ostatni tydzień? -Zapytał ze śmiechem.

-Tak właśnie ten, trafiłeś w same sedno.-Powiedziałam w żarcie, choć dobrze wiedziałam, że ojciec za pierwszym razem będzie wiedział kogo mam na myśli.

-Nie ma go już, wypisaliśmy go wczoraj.

-Co? To niemożliwe- Odpowiedziałam szeptem. Byłam zawiedziona. Poprzez znajomości jaką był tata, miałabym szanse wejść do sali Liama, ale jak widać chodzące nieszczęście weszło w moje życie.

-Tylko żartuje.-Tata ponownie się zaśmiał.-Wypis ma pod koniec tygodnia.- Dopowiedział widząc moją twarz która zabijała.

-Tato! Jesteś okropny! -Dorównałam mu w śmiechu. Bałam się, że nie będzie już okazji żeby poznać chociaż jedno z nich a jednak może będzie.

-Aha, świetnie. Teraz już kojarzę, przyjechaliśmy tu po to żebyś mogła się napawać widokiem tych chłoptasiów.-Odrzekła sarkastycznie Julls.

-Oj, zamknij się już. Nikim nie będę się napawać! Zostań tu z tatą a ja przyjdę za dziesięć minut.-Rozkazałam jej.

-Nie ma mowy moja droga. Zabierz ze sobą siostrę bo ja sam nie spędzę tu ani minuty dłużej. Więc sio mi stąd, no szybko, bo ja też wychodzę. Ludzie czekają.-Pośpieszał nas.

Kiedy wyszliśmy na korytarz, przez chwilę zastanawiałam się jak pozbyć się mojej siostry ale nic normalnego po za wyrzuceniem przez okno nie przychodziło mi do głowy.

-Idź do ubikacji.-Stwierdziłam sama za nią jakbym znała jej potrzeby.

-Sama sobie idź.-Odpowiedziała, krzywiąc twarz w grymasie.

-To po prostu rzuć się z okna! -Powiedziałam podenerwowana.

-Ty to jesteś dziwna. Chodźmy do tego lowelasa, obiecuję że nie odezwę się ani słowem.-Przysięgła przykładając rękę na pierś.

-Na pewno? -Upewniłam się.

-Na bank.-Stwierdziła.

-Nawet na pięć? -Popatrzyłam na nią błagalnym wzrokiem.

-Zamknij się, nawet na tysiąc jeśli tylko chcesz.-Obiecała po raz kolejny.

Nic nie powiedziałam tylko przytaknęłam. Starałam się zachować resztki rozumu i doprowadzić się do porządku. Kiedy tylko znalazłyśmy się niedaleko znanej mi sali, zauważyłam trzy postacie siedzące na tej ławce co ja tydzień temu czekając na tatę. Podeszłyśmy bliżej. Gdy stanęłyśmy dość blisko żeby widzieć kto się tam znajduje, od razu rozpoznałam te osoby. Był tam Liam, Harry i Louis. Z początku trochę mnie zamurowało, ale postanowiłam nie dawać za wygraną i szłam przed siebie a obok mnie tuptała moja siostra na której twarzy pojawił się z czasem chytry uśmieszek.

Usiadłyśmy na krańcu ławki. Spojrzałam na nich niepewnie raz drugi, aż w końcu sami zaczęli spoglądać w moją stronę i szeptać coś między sobą.

-Cześć dziewczyny.-Odezwał się Liam który stał w pidżamie jak mnie pamięć nie myliła, bajkowe postacie na niej były z Toy story a pozostała dwójka także spojrzała na nas.

-No cześć.-Obróciłam się w ich stronę z niepewnym uśmiechem.

-Skądś Cię kojarzę.-Powiedział Li, po chwili namysłu.

-Byłam tu tydzień temu.-Powiedziałam pewna siebie, sama się tym dziwiłam, że taka pewność biła od mojej osoby, jak nigdy.-Mój tata jest twoim...

-Ach tak lekarzem! Wspominał o Tobie.

Odpowiedział a chłopaki momentalnie się zaśmiali.

-Mogę wiedzieć co wam takiego powiedział? -Zapytałam przerażona.

-Mówił, że ma piękną córkę, która nas uwielbia.-Odpowiedział Lou i poruszał znacznie brwiami na co ja od razu rozszerzyłam oczy.

-No i musimy przyznać, że miał racje.-Dokończył Harry z poważną miną.

-Bardzo śmieszne. Gadajcie jej tak dalej, to jeszcze nawiąże ze mną kontakt w domu i będzie przez kolejne lata wspominać jak to one direction przyznało jej ojcu racje, że jego córka jest ładna. Bla bla bla ...-Rozpoczęła swe wypociny Juliet, mówiła dosłownie jak najęta.

-Juliet ucisz się... proszę.-Wyobraziłam sobie przed oczami obraz jak ja zabijam własnymi rękami... duszę! Nie wierzyłam własnym uszom dopóki chłopcy się nie roześmiali.

-Charlotte, przecież nie mogę się uciszyć skoro wiem jakie męczarnie będę przeżywać w domu. Kiedy tylko wchodzę do twojego pokoju, piątka ze ścian tych samych chłopaków otacza dookoła całą mnie. A czasem nawet do mnie śpiewają. Zastanawiam się czy to mnie trzeba wysłać do psychiatryka czy Ciebie.-Znów zaczęła swoje przemówienia. A ja nagle pożałowałam, że w ogóle pozwoliłam jej wsiąść do swojego auta, że w ogóle istnieje taki ktoś jak Juliet Foster.

-Zdajesz sobie sprawę, że w tej chwili będziesz musiała iść pieszo do Lilly która mieszka pięć kilometrów stąd? A dla Ciebie to niemal pielgrzymka.-Stwierdziłam z wściekłym uśmieszkiem.

-Idę do ubikacji ale drugiej twojej opcji którą proponowałaś mi wcześniej wykluczam z możliwych więc nie myśl sobie, że znajdziesz mnie nie żywą na podjeździe szpitalnym. Ja nie mam myśli samobójczych i nie będę skakać z okna! -Odpowiedziała i poszła w stronę WC.

-Zapewniam, że ja jestem normalna... Chyba.-Odpowiedziałam już całkiem zrezygnowana.

-Albo ty kłamiesz albo twoja koszulka chyba, że nie żyjesz na tym świecie. Jeśli jesteś normalna w takim razie nie możemy ze sobą rozmawiać.-Powiedział Lou ze zdziwioną miną. Przez chwilę zastanawiałam się o co mu chodzi, spojrzałam na swoją koszulkę na której widniał napisał, życie jest dla nienormalnych.

-Ale...

-My nie gadamy z normalnymi.-Zaśmiał się Liam.

-Eh rozumiem. Jednak jestem nienormalna.-Odpowiedziałam po czym wszyscy się zaśmialiśmy.

-Hej, to co idziemy już? -Zapytała dziewczyna która znalazła się koło Louisa w ogóle nie zwróciła na mnie uwagi. To była Eleanor, jego dziewczyna.

-Trzymaj się Li! Przyjdziemy później. Do zobaczenia Cherl. -Pożegnał się i weszli obydwoje do windy. A moja serce zabiło szybciej kiedy tylko usłyszałam jak skrócił moje imię…

-Ja też już muszę zmykać. Poradzisz sobie? -Zapytał zmartwiony Hazza kierując te pytanie do Liama.

-Pewnie, że tak. Zaraz ma przyjść Dan. Wszystko gra, idź już.-Zaśmiał się chłopak widząc niepewność na jego twarzy. Przytulili się i Li znikną w sali, machając mi na pożegnanie.

-Odwiedź mnie jeszcze... Charlotte, tylko tym razem tak prosto w oczy a nie z długopisem w ręku i zeszycie.-To były ostatnie słowa Liama, ja tylko z niedowierzania przytaknęłam machnięciem głowy i zarumieniłam się z wrażenia. Jednak zauważył mnie kiedy byłam tu po raz pierwszy. Pewnie obserwował mnie przez jakiś czas a ja głupia siedziałam pochłonięta w kartkach papieru.

-Na parking? -Zapytał Harry który wstał równo ze mną.

-Na parking.-Odpowiedziałam szczerząc się, on odpowiedział mi tym samym.

Gdy tylko znaleźliśmy się pod szpitalem zauważyłam, że moja siostra stoi pod autem jak widać swoją nikłą potrzebę załatwiła szybko.

-A miałam jednak nadzieję, że będzie martwa jak ją spotkam.-Zaśmiałam się pod nosem, zapominając, że sam Harold Styles idzie obok mnie.

-Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy.-Zaśmiał się Harry.

-Ja również.-Przytaknęłam mu.

-To do zobaczenia na następnej wizycie.-Pożegnał się Harry i zmył się w stronę swojego Land Rover’a.

Swojej siostrze od razu posłałam wściekłe spojrzenia. A przez kolejne dziesięć minut podczas jazdy wrzeszczałam na nią non stop, że nigdy nie słyszałam gorszych głupot. Ale i tak ten dzień uważałam za udany, udany to mało powiedziane ale nie znam innego słowa które mogło by określić moje uczucia w danej chwili. Wieczorem przyszła do Mnie Megan, nawijałam jej bez przerwy po dziesięć razy ciągle o tym samym zdarzeniu, które nigdy mi się nie znudzi.

Zasnęłam z wielkim bananem który ani przez chwilę nie miał zamiaru schodzić mi z twarzy...

***

Witam was! Oto jest i drugi rozdział. Nie jest taki efektowny jak miał być ale jakiś jest. Nie mogłam zasnąć więc napisałam. Wstukiwałam się w klawiaturę patrzę a tu już druga nad ranem, niedowierzanie. Wyszedł długi, ale nie mogłam oderwać się od pisania, nie wiem kiedy dodam następny ;)

Komentujcie i piszecie co podoba się najbardziej a co wam przeszkadza, chcę znać waszą opinie. A komentarze dodają mi otuchy i weny.

+Jeśli chcesz być informowany na TT o kolejnych rozdziałach pisz w komentarzu.